Całe
miasto skąpane było w ciemnościach. Gwiazdy, które grecka Selene rozrzuciła po
czarnym jak smoła niebie stanowiły niewielkie tylko źródło światła. Noc. Jedyny
w ciągu doby moment, kiedy Krupówki nie dźwigały ciężaru tysięcy przechodniów.
Ciszę przerywały tylko niemogące zasnąć świerszcze, których muzyka była dalece
przyjemniejsza od pisków dzieci i krzyków dorosłych.
Spiesznym
krokiem przemierzałem to ukochane przez turystów z całego świata źródło
atrakcji. Nie do końca wiedziałem, dokąd tak właściwie zmierzam, ale instynkt
podpowiadał mi, żeby się nie zatrzymywać. Brak bliskiego kontaktu z ulicznymi
latarniami mogłem przypisywać tylko kocim zdolnościom.
Nagle
usłyszałem czyjś szept dobiegający z jednej z bocznych uliczek. Miałem problem
nie tylko ze zrozumieniem słów, ale także ze zidentyfikowaniem, czy
wypowiadający je głos należy do kobiety, czy do mężczyzny. Gdyby ktoś poprosił
mnie o jego odtworzenie, nie potrafiłbym zrobić tego nawet w głowie.
Wbrew
zdrowemu rozsądkowi, łamiąc wszystkie przestrogi o niewłóczeniu się po nocach,
które próbowała wpoić mi mama, skręciłem w zaułek, z którego dochodziło mnie
ciche wołanie. Przez moment miałem wrażenie, że wpadłem do głębokiego dołu lub
straciłem wzrok, tak ciemno tam było. Dopiero po chwili moje oczy przyzwyczaiły
się do grobowych ciemności. Rozejrzałem się dookoła, ale na niewiele to się
zdało. W ciasnej uliczce znajdował się tylko kosz na śmieci i sterta kartonów.
Ani śladu żywej duszy.
Obróciłem
się na pięcie i już miałem odejść, gdy dobiegł mnie syk. I bynajmniej nie należał
on do opony, z której uchodziło powietrze, ani żadnego gada rodem z Australii.
Syk ten ewidentnie był pochodzenia ludzkiego.
Po
plecach przeszły mi ciarki. Stała tam. Blondwłosa, delikatna, spowita jakby
anielską poświatą. Tak bardzo nie pasowała do otaczających ją obskurnych,
popękanych ścian budynków. Chciałem natychmiast je wyburzyć, choćby
przedpotopowym taranem, a na ich miejscu posiać porosłą stokrotkami łąkę, ale
nie mogłem tego zrobić, gdyż moje nogi stopiły się w jedno z betonowym podłożem.
Nie
będąc w stanie wykonać choćby najmniejszego ruchu, tylko wpatrywałem się
uporczywie w stojące naprzeciw mnie zjawisko. Ona także przeszywała mnie
wzrokiem. W końcu jednak wydarzyło się coś, co sprawiło, że żołądek podskoczył
mi do gardła. Beznamiętny grymas widniejący dotychczas na jej bladym licu
ustąpił miejsca subtelnemu uśmiechowi, jasne oczy zaczęły błyszczeć wesoło, a
sama dziewczyna oderwała jedną bosą stopę od ziemi i niespiesznie postąpiła w
moim kierunku.
Przeszło
mi przez myśl, że to, co właśnie miało miejsce było jedynie wytworem mojej
wyobraźni. Obok nie było jednak nikogo, kto mógłby mnie uszczypnąć i
potwierdzić moje przypuszczenia lub zaprzeczyć im. Pozostało mi tylko czekać.
Zatem czekałem, czując, jak moim ciałem wstrząsają dreszcze, a krucha blondynka
zbliża się do mnie miękkimi krokami.
Dotyk
jej chłodnej dłoni na moim przedramieniu nie sprawił, że targające mną emocje
osłabły, a nawet wręcz przeciwnie – wzmógł je. Starałem się zrobić wszystko, by
nie dać nic po sobie poznać, jednak na próżno. Po jej spojrzeniu i mimice
widziałem, że doskonale wie, co dzieje się w moim wnętrzu.
W
końcu udało mi się przełamać ogarniające mnie zdezorientowanie. Czułem, jak
napięcie w mięśniach stopniowo zanika. Przestałem też wodzić wzrokiem po kątach
i zamiast tego utkwiłem spojrzenie w dziewczynie. Znów mogłem z bliska
przyjrzeć się jasnym plamkom, którymi upstrzone były jej policzki, bladoróżowym
wargom, wygiętym w jakby wstydliwym uśmiechu i prawie przezroczystym tęczówkom,
w których czaiły się radosne ogniki.
Powoli,
nie chcąc jej wystraszyć, wyciągnąłem rękę, której nie spowijała obręcz wątłej
dłoni, i opuszkami palców dotknąłem bladego lica dziewczyny. Jej skóra była
delikatna jak bardzo cienki papier. Dziwiłem się, że moja pieszczota nie
pozostawiła na niej żadnego śladu. Nie mogłem powstrzymać krótkiego śmieszku,
będącego wyrazem niedowierzania i jednocześnie przepełniającej mnie radości.
Dziewczyna
rozchyliła lekko wargi i przysunęła swoją twarz bliżej mojej tak, że poczułem
jej ciepły oddech na swoim policzku. Po raz kolejny tej nocy po plecach
przeszły mi ciarki. Starałem się powstrzymać drgawki, by nie dać jej odczuć,
jak ogromne wrażenie na mnie robiła.
-
Maciek… - szepnęła.
Spodziewałem
się, że w jej ustach moje imię będzie brzmiało jakoś inaczej. Nie brzmiało źle,
wręcz przeciwnie. Po prostu dziwnie znajomo, tak jakby wcześniej mówiła już do
mnie tysiące razy.
-
Maciek – powtórzyła nieco bardziej stanowczo, a jej cienkie palce mocniej
zacisnęły się na moim przedramieniu. – Maciek!
Rozchyliłem
powieki. Nade mną pochylała się moja mama opatulona w szlafrok i z kubkiem
gorącej herbaty w ręce.
-
Maciek, nie nastawiłeś budzika? Wstawaj i to szybko.
Postawiła
naczynie na półce obok łóżka i wyszła z pokoju. Kto pije gorącą herbatę w środku lata? zapytałem sam siebie,
przecierając zaspane oczy dłońmi.
A
jednak, to był tylko sen. Jakżeby inaczej? Dlaczego istota, która poprzedniego
dnia uciekła przede mną z płochliwością godną leśnego zwierzęcia miałaby nagle
przywoływać mnie na spotkanie? Ze złością uderzyłem pięścią w poduszkę.
Niechętnie
wstałem z miękkiego posłania i udałem się pod prysznic. Miałem nadzieję, że
lodowata woda uspokoi trochę krążące wokół jednego tematu myśli. Nic z tego. Co
więcej, podczas tych dziesięciu minut wpadłem na absurdalny pomysł, którego zdrowy
rozsądek nie był w stanie wybić mi z głowy. Szybko narzuciłem na siebie
przyszykowane uprzednio ubrania, zszedłem na dół i chwytając w biegu kanapkę,
dopadłem do drzwi wejściowych.
-
Gdzie ty się wybierasz? – Ojciec podniósł wzrok znad czytanej właśnie gazety.
- Muszę coś załatwić – odparłem
zniecierpliwiony. Czas mijał nieubłaganie.
- Teraz? – zdziwił się i spojrzał
na zegarek. – Za trzy godziny masz być na lotnisku…
- Dziesięć minut – rzuciłem, po czym
wyszedłem z domu.
Na
Krupówkach pojawiali się już pierwsi turyści. Biegnąc truchtem omijałem ich jak
pachołki. Ze skupieniem próbowałem przypomnieć sobie miejsce ze snu. Miejsce, w
którym blondwłose zjawisko chwyciło mnie za nadgarstek i z uporem wpatrywało mi
się w oczy. Bo może to jednak nie była zwykła mara? Może miało to jakiś głębszy
sens? Może dziewczyna wciąż tam stoi?
Ledwo
wyrabiając na zakręcie i nieomal potrącając kilkuletnią dziewczynkę, stanąłem w
zaułku, który tej nocy widziałem oczyma mojej wyobraźni. Wszystko wyglądało
dokładnie tak samo – blaszany śmietnik i sterta kartonów ustawione pod pokrytą
odpadającym tynkiem ścianą. Brakowało tylko otoczonej poświatą dziewczyny.
Parsknąłem
histerycznym śmiechem. Właściwie, to sam nie wiedziałem, z czego dokładnie się
śmieję – z irracjonalności całej tej sytuacji, czy po prostu z własnej głupoty?
W końcu westchnąłem głęboko i odwróciłem się na pięcie, by wrócić do domu i
dokończyć pakowanie, gdy nagle usłyszałem brzęk stali za moimi plecami.
Odwróciłem się przez ramię czując, że serce zaczyna mi bić coraz szybciej.
Natychmiastowo zaschło mi w ustach. Po chodniku potoczyła się metalowa pokrywka
od kosza na śmieci. Rozglądałem się po uliczce, próbując zlokalizować przyczynę
tego zjawiska. Wewnątrz miałem nadzieję na to, że przyczyna ta ma długie jasne
włosy i ruchy pełne gracji.
Zza
śmietnika wyłonił się bezpański kot, trzymający w zębach puszkę po tuńczyku.
Przystanął na chwilę i przypatrywał mi się bystrymi oczami, aż w końcu machnął
ogonem i zniknął za węgłem. Westchnąłem rozgoryczony.
Naiwny.
________________________________
prawie rok trwało napisanie tego ostatniego dnia maćkowych zmagań z własnymi uczuciami. ogromnie cieszę się, że udało mi się zakończyć tę historię. bowiem bardzo lubię takie emocjonalne opowieści z nutką tajemnicy, jednakże pisze mi się je bardzo ciężko, bo najmniejszy błąd potrafi zepsuć całą atmosferę. nie wszystko wyszło tak, jakbym sobie tego życzyła, jednak ostatecznie jestem zadowolona z efektu końcowego :)
teraz można znaleźć mnie na reemigracjach, będących moim najdłuższym i prawdopodobnie ostatnim opowiadaniem. ściskam,
aśka.
________________________________
prawie rok trwało napisanie tego ostatniego dnia maćkowych zmagań z własnymi uczuciami. ogromnie cieszę się, że udało mi się zakończyć tę historię. bowiem bardzo lubię takie emocjonalne opowieści z nutką tajemnicy, jednakże pisze mi się je bardzo ciężko, bo najmniejszy błąd potrafi zepsuć całą atmosferę. nie wszystko wyszło tak, jakbym sobie tego życzyła, jednak ostatecznie jestem zadowolona z efektu końcowego :)
teraz można znaleźć mnie na reemigracjach, będących moim najdłuższym i prawdopodobnie ostatnim opowiadaniem. ściskam,
aśka.