Jeden kopniak, drugi, trzeci. Duży, nierówno ociosany odłamek skalny toczył się po leśnej ścieżce. Kolejny dzień, w którym wszystko idzie nie po mojej myśli. Ostatni dzień przed zawodami, w którym na skoczni powinienem czuć się jak ryba w wodzie, a zamiast tego porównać mnie można raczej do nieporadnego kilkumiesięcznego dziecka, mającego problemy z utrzymaniem pionowej postawy ciała i ustaniem na dwóch nogach, a co dopiero mówić o stabilnym wylądowaniu po skoku na nartach.
Ostatni dzień w Zakopanem, ostatnia szansa, żeby zobaczyć kruchą blondynkę. Zmarnowana przez całodzienny trening.
Wymierzyłem kamieniowi potężny cios, a ten przeturlał się wzdłuż drogi i wpadł do głębokiej dziury, wykopanej prawdopodobnie przez jakieś dzikie zwierzę. Usiadłem na niskiej drewnianej ławeczce i wpatrywałem się tępo w przestrzeń przede mną. Był późny wieczór, powoli zapadał zmrok, wszystko zaczynało zlewać się w jedną wielką czarną plamę. Gałęzie drzew prawie nie odznaczały się na tle coraz ciemniejszego nieba, jedynie wąska ścieżka oświetlona była blaskiem księżyca, który wisiał już wysoko.
Ślady bosych stóp odbite na leśnej ściółce. Podszedłem bliżej, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Spotkałem tylko jedną osobę w całym Zakopanem, dla której buty były czymś zupełnie zbędnym. Ta osoba miała delikatną twarz, ruchy pełne gracji i coś takiego w sobie, że przyciągała mnie jak magnes, zaprzątała moje myśli w każdym momencie dnia i nocy.
Ruszyłem wgłąb lasu, kierując się tropem pozostawionym na ścieżce. Ślady musiały być zrobione niedawno, w innym wypadku delikatny letni wietrzyk już dawno zasypałby je piaskiem. Starałem się robić jak najmniej hałasu, ale było to praktycznie niemożliwe. Suche gałązki leżące tu i ówdzie pękały z trzaskiem pod naporem moich kroków, liście krzewów, o które niejednokrotnie zahaczyłem bluzą szeleściły niemiłosiernie. Miałem nadzieję, że chociaż przeciągłe dzwonienie w uszach jest dosłyszalne tylko przez mnie.
Gdzie ona jest? Musi tutaj być, niemożliwe, żeby poszła zbyt daleko.
Rąbek białej sukienki, zwiewnej i delikatnej jak mgła przemknął mi gdzieś w pobliżu. Zatrzymałem się, by móc lepiej się skoncentrować i próbowałem prześwietlić panujące w lesie ciemności. Zauważyłem ją klęczącą za pniem starego klonu. Serce podskoczyło mi do gardła. Niewiele myśląc ruszyłem w jej kierunku.
Dzieląca nas odległość wynosiła już zaledwie parę metrów, gdy dziewczyna najwyraźniej wyczuła moją obecność. Poruszyła się niespokojnie, przenosząc na mnie wzrok. Odskoczyła do tyłu, a następnie podniosła się z kucek, nadal bacznie mnie obserwując. Cofnęła się o dwa kroki, żeby za chwilę puścić się pędem w stronę wyjścia z lasu.
Dzieląca nas odległość wynosiła już zaledwie parę metrów, gdy dziewczyna najwyraźniej wyczuła moją obecność. Poruszyła się niespokojnie, przenosząc na mnie wzrok. Odskoczyła do tyłu, a następnie podniosła się z kucek, nadal bacznie mnie obserwując. Cofnęła się o dwa kroki, żeby za chwilę puścić się pędem w stronę wyjścia z lasu.
Dlaczego tak zareagowała?
- Stój! - krzyknąłem. - Nie bój się!
Zero odzewu. Nadal poruszała się leśną ścieżką z taką samą zwinnością, jak w tańcu pośrodku Krupówek, ale nie na tyle szybko, by mi uciec.
- Zaczekaj - powiedziałem, chwytając ją za wiotki nadgarstek i obracając przodem do siebie.
Byliśmy tak blisko, że bez problemu mogłem policzyć piegi na jej nosie. Pierwszy raz widziałem, żeby jej twarz wyrażała jakiekolwiek emocje. Zawsze opanowana z beznamiętną, grobową miną, teraz wyglądała na przerażoną. Jej oczy o niemalże przezroczystych tęczówkach błądziły wokół, szukając pomocy. Bladoróżowe wargi rozchyliły się, jakby chciała wołać o ratunek, ale głos zamarł jej w krtani. Czułem, jak cała drży. Wyglądała jak spłoszona sarna, bezbronna, słaba, zdana na łaskę bezlitosnego kłusownika.
Tak bardzo pragnąłem przekonać ją, że nic jej nie grozi, ale wszystkie słowa otuchy, które przychodziły mi w tamtej chwili do głowy wydawały się być nieodpowiednimi. Czułem pod palcami jej tętno, więc poluźniłem uścisk dłoni na nadgarstku, zaciśniętej mocniej, niż planowałem. Odetchnąłem z ulgą, gdy zauważyłem, że nie ma na nim żadnych siniaków. Byłem pewien, że na tak delikatnej skórze nawet najsubtelniejsze smagnięcie piórkiem musi zostawiać jakikolwiek ślad.
Dziewczyna całkowicie wyrwała rękę spomiędzy moich palców i uciekła, po raz ostatni spoglądając na mnie ze strachem. Tym razem odpuściłem. Wyrzucałem sobie, że zachowałem się jak kretyn. Spłoszyłem ją nieprzemyślanym działaniem, głupimi gestami, wykonywanymi pod wpływem impulsu. Moja jedyna szansa na bliższy kontakt z tym eterycznym stworzeniem prysła jak bańka mydlana.
___________
skopałam to opowiadanie. nie wyszło tak jak chciałam, a z Maćka zrobiłam osobę niezrównoważoną. dlatego nie będę tego na siłę ciągnęła, pojawi się tu jeszcze jeden rozdział i znikam. wciąż będzie można spotkać mnie na reemigracjach.
jestem bardzo ciekawa co tu jest nie ta. Wszystko otoczone magią i mój Maciek *.*
OdpowiedzUsuńna nerwica-dusz nowosc, jesli masz ochotę ;-d
Dziewczyno, jakie "skopałam"?! Nie potrafię wyobrazić sobie, że to opowiadanie mogłoby być jeszcze bardziej intrygujące! Porażasz mnie swoim stylem pisania. Oczywiście w pozytywny sposób. Wszystko utrzymane jest w magicznej atmosferze, można się rozmarzyć. Strasznie mi się to podoba! Postanowiłam przeczytać resztę Twoich opowiadań i od dzisiaj ten cel realizuję. Teraz z niecierpliwością czekam na ostatni rozdział, choć nie ukrywam, liczę, że zmienisz decyzję i zaszczycisz nas (a przynajmniej mnie) następnymi częściami.
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki raz jeszcze! :)